Mimo, iż mięso to jeden z podstawowych składników diety wciąż budzi wiele kontrowersji, nie tylko wśród lekarzy i dietetyków. W kontekście walki z cellulitem niepewność jest nawet większa. Jak należy je traktować i czy warto utrzymywać je w codziennej diecie?
Jak zapewne doskonale wiecie jednym z czynników, które odgrywają najistotniejszą rolę w powstawaniu cellulitu jest dieta rozumiana jako nawyki żywieniowe i ogół spożywanych pokarmów zarówno tych, które znajdziemy na naszym stole codziennie, jak i tych, które spożywamy „od święta”. Te drugie w mniejszym stopniu wpływają na funkcjonowanie organizmu, ale i ich wpływ jest nie bez znaczenia. Ostatnimi czasy takim „od święta” jedzeniem stało się czerwone mięso, na które już dawno dawno temu rozpętano prawdziwą medialną nagonkę.
Mięso w diecie a cellulit
Nagonka ta trwa do dziś, a tzw. naukowcy (czy też raczej podchwytujące ich stwierdzenia media) bombardują nas sprzecznymi doniesieniami na temat wpływu mięsa na nasze zdrowie. Dziwnym trafem do mediów zawsze przebijają się doniesienia negujące pozytywny wpływ na zdrowie ze strony przysłowiowego kotleta. Tymczasem mięso i taki wpływ wywiera. Problem jedynie w tym jakiej jakości mięso zjadamy, jak je przetwarzamy, jak często jemy i z jakimi pokarmami łączymy. Kwestia pro-zdrowotnego bądź odwrotnego wpływu mięsa na zdrowie bez uwzględnienia wszystkich tych czynników moim zdaniem nie istnieje.
Mięso jest pożywieniem jak każdy inny rodzaj pożywienia, a ponieważ ludzkość jada je od zarania dziejów (łowiectwo rozwinęło się przed rolnictwem!) nasze organizmy są w jakimś stopniu zaprogramowane na pozyskiwanie składników niezbędnych do życia i prawidłowego funkcjonowania właśnie z produktów pochodzenia zwierzęcego i żaden rozsądnie myślący człowiek temu nie zaprzeczy. Pozostaje kwestia wege-fanatyzmu, ale jak doskonale wiecie na roślinach też można przeżyć. Problem jedynie w tym, że w naszym kręgu kulturowym i przy takim a nie innym trybem życia przeżyć w zdrowiu na wege-diecie jest dość trudno.
Z drugiej strony chcąc pozostać uczciwymi wobec siebie i innych powinniśmy też umieć przyznać, że i mięso tudzież mięso-podobne produkty spożywcze są dziś tak przetwarzane, fałszowane i faszerowane chemią, że faktycznie jego jedzenie może wiązać się z pewnym ryzykiem.
Tyle tytułem przydługiego wstępu. Piszę go dlatego, że chcę zwrócić waszą uwagę na fakt, iż wraz ze spadkiem spożycia mięsa z prawdziwego zdarzenia pojawiło się sporo problemów urodowo-zdrowotnych. Wynika to w prostej linii z niedoboru składników pokarmowych dostarczanych organizmowi wraz z czerwonym mięsem i z niedoboru tłuszczy nasyconych, które również obłożono ostatnimi czasy swoistą anatemą.
Zapychając się margarynami i błonnikiem oraz unikając przy tym czerwonego mięsa i tłuszczu doprowadzamy do powstania cellulitu. Serio. Tak właśnie myślę.
Dlaczego czerwone mięso?
Bo zawiera mnóstwo niezbędnych składników odżywczych, które są nam niezbędne, a w czasach coraz bardziej dominującego wegetarianizmu lub też raczej semi-wegetarianizmu cierpimy na ich permanentne braki. Niedobór witaminy B12, cynku czy wreszcie żelaza to prawdziwe plagi naszych czasów. Plagi, z których istnienia większość z nas nie zdaje sobie sprawy, bo do mediów nie przebijają się informacje o konieczności jedzenia mięsa dla zachowania pełni urody i zdrowia.
Badania dowodzą, że mięso chroni przed depresją i przed niektórymi chorobami przewodu pokarmowego, chorobami które częściej występują u wegetarian niż odżywiających się zdrowo i rozsądnie mięsożerców.
Dlaczego tłuszcze zwierzęce?
Dlatego, że są one bodaj najważniejszymi regulatorami gospodarki hormonalnej, a jak zapewne doskonale wiecie to rozregulowane hormony odpowiadają za powstawanie cellulitu oraz wielu innych typowo kobiecych bolączek urodowo-zdrowotnych.
Tłuszcze nasycone są niezbędne dla budowania i utrzymania odporności organizmu. Niektóre z nich zapobiegają również mutacjom komórek, a to z kolei oznacza, że mają działanie przeciwnowotworowe.
Ile mięsa w diecie?
Nie chcę nikogo namawiać do zostania mięsożercą sensu stricto, ale zadbanie o to, by w tygodniu zjeść dwie / trzy porcje czerwonego mięsa wydaje się całkiem rozsądnym rozwiązaniem. Wracając do modelu żywienia naszych babć i prababć, które mięso jadały aczkolwiek nie na co dzień, możemy znacząco poprawić własny wygląd i zdrowie.
Jakie mięso?
Najlepiej z zaufanych ekologicznych hodowli. Takiego mięsa trzeba trochę poszukać, ale produkty z super i hipermarketów autentycznie warto omijać szerokim łukiem, zresztą nie tylko produkty mięsne.